Jedziemy, a raczej lecimy kolejna wyspa (teraz już mogę napisać..) w naszym archipelagu. Wyspa Słońca, zwana również żółtą wyspą. Jak do tej pory chyba najcichsza z odwiedzonych. (niecałe 100km2 i 5,5 tys mieszkańców). Wysepka można by rzec, że maleńka, ale nas urzekła. Przede wszystkim różnorodnością przyrody: klify, piaszczyste plaże, czerwona pustynia, monumentalne wodospady, wspaniałe lasy i maleńkie jary porośnięte mchem…
Tym bardziej z niecierpliwością oczekiwaliśmy na start biegu. Możemy mówić o niebywałym szczęściu, bo na wyspie Słońca przed startem całą noc lało… W ramach imprezy rozegrano 3 biegi na różnych dystansach. My (ja z Martą) wybraliśmy najdłuższy czyli w tym przypadku 55km. Finalnie 57km i 3300 metrów przewyższenia. Na start biegu zapewniono dojazd autokarem, na starcie orkiestra, łazienki, baner, nagłośnienie. Krótka przemowa, odliczanie i start.
Trasa to majstersztyk, naprawdę ktoś spędził długie godziny planując. Biorąc pod uwagę, że wysepka jest maleńka i turystów niewiele, domyśłam się tylko ile pracy kosztowało przygotowanie szlaków. Większość trasy biegnie pięknymi dzikimi ścieżkami z jednego punktu widokowego do kolejnego, bez wcześniejszego koszenia (czy raczej wycinania) to byłaby przeprawa przez dżunglę, a nie bieg. Punkty odżywcze logicznie rozplanowane ze wszystkim czego można oczekiwać na biegu, a przede wszystkim z sympatycznymi ludźmi. Na trasie sporo dopingujących osób,co bardzo cieszy i pomaga.
Bieg nie należy do bardzo trudnych, ale jest dość techniczny. Szybkie zmiany nawierzchni i nachylenia powodują duże trudności w utrzymaniu tempa. Oczywiście „szczęście”, które nas spotkało w postaci deszczu miało swoje konsekwencje w postaci dużej ilości błota. To kolejne dodatkowe godziny spędzone na szlaku. Najwyższy punkt biegu, jak i wyspy to Pico Alto 590m, co nie do końca tłumaczy ilość przewyższenia na biegu – ponad 3000m! Jak dla mnie bieg można spokojnie nazwać górskim.
Końcowe km to wisienka na torcie, najpierw czerwona pustynia, potem klif, podbieg wyschniętym strumieniem i ostatnie kilometry na otwartym terenie z widokiem na oświetlony słońcem ocean cudne uczucie płynięcia do mety.
Bieg zorganizowany na światowym poziomie, do tego w niepowtarzalnym miejscu. Wszystkie trudy dostania się tutaj na pewno będą wynagrodzone. Spokojnie też można odpocząć na prawie pustych plażach. (piaszczystych co na Azorach jest wyjątkiem). Jeśli ktoś lubi poszaleć na rowerze (zjazdy) to jest też gdzie. Aż dziwi że jest tu tak mało turystów, a może to i dobrze….