Koniec roku to zawsze rok podsumowań, chociaż wolę patrzeć w przyszłość, a historie traktować tylko jako doświadczenie. Nie będę więc liczył ile km przebiegłem, ile wyścigów skończyłem i ile par butów trafi na emeryturę. Lepiej napisać co mogę osiągnąć w tym roku. Pisanie pomaga ułożyć plan i poniekąd go zatwierdzić skoro „głośno” się o nim pisze.
Od zawsze miałem swoje szczególne miejsca gdzie lubię dobiec. W Krakowie niewątpliwie był to kopiec Krakusa, gdzie bywałem i w niedzielne popołudnia i w środku tygodnia w drodze do pracy, podziwiając wschód słońca, czy w zimie zupełnie po ciemku przemykając po śniegu na tyłach cmentarza.
Niewątpliwie mniejsza czy większa górka budzi we mnie emocje i chęć odwiedzenia jej szczytu. I tu cały na zielono pojawia się wulkan Cabeço do Fogo. Kopczyk 20 minut od domu z ładnym widokiem, który pewnie mniej lub bardziej regularnie będę odwiedzał w tym roku. A żeby było ciekawiej tym razem będę zabierał telefon i dodam tu kilka widoków i szczegółów na temat tej górki.
29 stycznia
Miałem mieć telefon i robić zdjęcia, ale nie planowałem wbiec na górę, tak się złoży że akurat wracałem z dłuższego treningu, a że brakowało 10 minut chciałem sprawdzić jak szybko się wdrapie.
Wulkan leży na trasie szlaku „10 wulkanów” oznaczonych PR06, co oznacza że można wejść na szczyt z dwóch stron – południowej i wschodniej. I tak od strony południowej, od utwardzonej drogi to 730 metrów trasy przez mniejsze i większe krzaki, w większości po schodach, z 192 metrami pod górę, a zajął 11 minut i 10 sekund, pewnie to poprawię. Segment na Stravie #2 hill (Fogo).
31 stycznia
Pogoda jak marzenie, po prostu musiałem wstąpić po drodze…
12 marca
Pogoda wiosenna na Azorach to z jednej strony ciepło i słonecznie, ale z drugiej pada i wieje. Przy czy pada i wieje w trochę innym wymiarze niż znamy np z Polski. Przez dwa ostatnie miesiące nie było tygodnia, gdzie przez 4 dni nie wiało do 100km/h lub spadło ponad 10l wody na metr kwadratowy w ciągu godziny. Albo ktoś lubi taką pogodę albo tu nie mieszka. Tak czy inaczej udało mi się dziś złapać trochę słońca na szczycie i pomimo że mnie wejście i zejście zajmuje 18 minut, a Bartkowi zajmuje 10 minut. To i tak wdrapanie się na tą górę zawsze sprawia mi przyjemność (a nawet przez ten jego rekord czuję jakiś sentyment) , może nawet urwałbym parę minut gdybym się nie zatrzymywał na szczycie. https://www.strava.com/segments/11482072.
12 kwietnia
Taki mały akcent na zakończenie treningu i znów na ulubionym kopcu. Przy okazji nowa „życiówka na segmencie” 15:14. Zawsze wspominam kopiec Kraka (271m) z mojego rodzinnego miasta, wbiegając na ten 571m wulkan.
30 kwietnia
Tym razem jeden z ostatnich treningów przed The Whalers’ Great Route Ultra-Trail® by Azores Trail Run® poprowadziłem przez wulkan. Oprócz zachwycającego piękna przyrody, nie mogę nie myśleć o wszystkich szkodach jakie wyrządził ten wulkan (wybuch miał miejsce w Niedzielę Wielkanocną 1672 roku). Najwięcej szkód wyrządziła nie wypływająca lawa bazaltowa, a seria wstrząsów i trzęsienie które miało miejsce przed wybuchem. Do dnia dzisiejszego trwa tradycja polegająca na procesji i mszy z kazaniem, upamiętniającej powierzenie się mieszkańców opiece Ducha Świętego po tamtejszych traumatycznych wydarzeniach.
24 czerwiec
Jak ten czas szybko biegnie… a poważnie to byłem na Fogo 3 razy od ostatniego wpisu, ale nie miałem przy sobie aparatu, jednak dziś przy nieco dłuższym treningu zabrałem telefon i mam nowe zdjęcia. Podejście od strony wschodniej to tez przejście przez moje ulubione miejsce. nachylenie pozwalając biec, piękny widok i niesamowita roślinność.
Wakacje, Alpy, ukończenie PTL i… jesień, a w zasadzie zima. Czy był czas odwiedzić jeszcze kopiec. Oczywiście. Już nie z takimi wspaniałymi widokami, ale za to we mgle i deszczu. Tajemniczo. O zachodzie słońca i tuż po. Ale najbardziej fascynujące wejścia były późnymi wieczorami już długo po zachodzie słońca. Zdjęcia nie oddają klimatu, ale noc wyostrza zmysły i można się cieszyć zupełnie nowymi doznaniami.