Nic za darmo, czyli jak biegać by się zmęczyć, żeby mniej się męczyć jak się biega.
Odpowiedź jest banalnie prosta wystarczy znaleźć dobrą górkę w swojej okolicy i poudawać przez chwilę chomika. Trening naprawdę znakomity, ale trzeba się go nauczyć. Jeżeli ktoś rozmiłował się w długich wybieganiach i parodniowych „wyrypach” będzie ciężko zacząć. Mój trening wygląda mniej więcej tak 4km w spokojnym tempie (rozgrzewka) później podbiegi np 6x 300m, nachylenie no takie żeby jednak biec, a nie iść. Cały sekret polega na tym żeby każdy podbieg zrobić tak samo szybko. No i z tego założenia możemy sobie wyprowadzić długości tempa, czasy jakie jesteśmy w stanie osiągnąć na danej górce. Za 2 albo 3 razem powinno być już dobrze. Proponuje szacowanie od góry i od dołu. czyli na początku biegniemy tak by dobiec do miejsca gdzie mamy kończyć. Każdy kolejny podbieg szybciej aż będzie za ciężko. Z reguły ten przedostani podbieg jest w dobrym tempie.
Można podczas podbiegu pilnować dystansu albo czasu. mnie osobiście pilnowanie czasu bardziej mobilizuje. czyli w tym samym czasie próbuje dobiec do tego samego miejsca. Jest to o tyle skuteczne że przy ostatnim podbiegu zawsze można dać z siebie więcej.
Jeśli ktoś myśli o szybszym pokonywaniu lekko pofałdowanego terenu np. na jednym z moich ulubionych biegów: X-Alpine, Swisspeaks, Eiger albo High Trail Vanoise, to lepiej w tygodniu dodać podbiegi, zamiast dobijania kolejnych kilometrów. (…wiem to nie takie proste odpuścić cotygodniowe cyferki i zamiast 130km nabiegać 80km, ale za to z podbiegami i 2 treningami wzmacniającymi korpus) Zakładając, że czas jest dobrem mocno ograniczonym skuteczność podbiegów podbije szybciej nasz poziom.
O ile nie mam problemów z treningiem powiedzmy godzinę lub 2 po obiedzie. To niestety nie sprawdza się podczas treningu z podbiegami. Ostatnio sprawdzałem na jakim poziomie utrzymuje się moje tętno maksymalne i niestety ryba w drugą stronę smakuje inaczej niż za pierwszym razem.