Przebłyski zabieganego umysłu, czyli SwissPeaks 360

Jak mawia mój trener: „to nie jest meczące!” i to jest najlepsze podsumowanie tej przygody… ale do tego jeszcze wrócę.

W zasadzie chciałem napisać relację. Zabierałem się do jej napisania już kilkakrotnie. Zaraz po zakończeniu biegu, chciałem podzielić się emocjami ale nie potrafiłem o tym powiedzieć, ani napisać. Relacja wymaga chronologii, a w moich wspomnieniach nijak nie układa się to w całość.

Kika zaprzyjaźnionych osób poznało moje wspomnienia i przeżycia związane z tym biegiem. Dopiero próba wyciągnięcia niektórych rzeczy z zakamarków wspomnień i ubranie w słowa nadaje im realności.

Pytanie, które wszyscy zadają – jak bardzo to było męczące… ale czy ktoś faktycznie chce słyszeć odpowiedź? Przecież po pierwszych 30km w nocy i błocie, każdy ma dość i nawet masochista traci przyjemność z powtarzającego się cierpienia. Poziom zmęczenia nie zmniejsza się z Twoim wytrenowaniem, po prostu z każdym treningiem nabierasz pewności, że wytrzymasz trochę dłużej. Mógłbym opisać trudności trasy, problemy  żołądkowe, nawet utratę motywacji albo przygotować piękny elaborat o drodze do wolności moich paznokci. Nie są to jednak powody dla których 300 razy w roku wychodzę na trening, że by znów znaleźć się w sercu Alp i wziąć udział w misterium…

Po pierwsze – wolność, związana z uwolnieniem się od pędzącego świata. Przebywasz wśród gór, dzika, surowa przyroda jeszcze nie przystosowana do naszych potrzeb. Masyw który jest, będzie i był bez względu na nasze chwilowe istnienie. Wpadasz jak rzucony kamień na gołoborze – co z Twoich pragnień, osiągnięć i dążeń ma znaczenie? Cisza, spokój, brak zmian – miejsce w którym masz czas na poszukanie odpowiedzi.

Po drugie – czas. Przekornie zadam pytanie. Kiedy ze sobą rozmawiałeś? Jesteś pewny, że się lubisz? A może nie jesteś w stanie ze sobą wytrzymać? Masz czas na wewnętrzną rozmowę, czy może organizujesz sobie czas jak rozwydrzonemu dzieciakowi nie zostawiając chwili spokoju, bo nad nim nie potrafisz zapanować?

Czysta radość. Najpierw mija euforia związana ze startem. Następna noc, dzień, podejście, zbieg, uraz. Kończy się współzawodnictwo. Zaczynasz cierpieć, zamykasz się w sobie – myślę że sporo osób kończy przygodę w tym miejscu. Kolejna noc, dzień – rozmywa się rzeczywistość. Twoją głowę wypełnia wata. Reagujesz wolniej, myślisz wolniej, ból i cierpienie są tak namacalne, że możesz je włożyć do pudełka i zamknąć. Pozostaje czysta radość z biegu, z poruszania się. Każdy kęs jedzenia smakuje jak nigdy w życiu. Uśmiech obcej osoby rozczula, rozmowa angażuje. Dostrzegasz piękno otaczającego Cię świata. Napełnia Cię radość i jedynego czego chcesz to to by ten stan trwał…

Swisspeaks 360. Dlaczego ten bieg? To oni dali radę w 2020 (Covid-19). Wystarczająco długi i wymagający, żeby zapewnić przeżycia z powyższych akapitów. Trasa logiczna bez zbędnych odcinków wynikających z ambicji organizatorów dobicia do ilości punktów ITRA, długości trasy etc. Wystarczy spojrzeć na trak- Alpy, Alpy i jeszcze raz Alpy. Nie biegasz w kółko – każda podróż powinna prowadzić do osiągnięcia celu. Koniec na starcie to jak pobudka z kacem we własnym łóżku. Zbieg do jeziora genewskiego po 100 godzinach w górach… ech.. . już zapach jeziora 10 km przed metą był niesamowity (przeżyj to sam). Wsparcie – czysty komfort, na punktach jesteś gościem nie klientem, skosztujesz smakołyków, umyjesz się, prześpisz. poznasz ludzi. To wspaniałe, kiedy ludzie rozumieją Twoją pasje i Cię wspierają. Towarzystwo – tu nie ma przypadkowych ludzi i z każdym masz coś wspólnego, nie znacie się, ale po 5 minutach znacz historię życia towarzysza. I pamiętajcie: „To nie jest męczące!” Zmęczyć to się można w Tatrach, albo na jakiejś 100milówce. Do zobaczenia w 2021….

One thought on “Przebłyski zabieganego umysłu, czyli SwissPeaks 360

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *